Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać tę książkę. Kupiłam ją, usiadłam w kawiarni przy kawie i od razu zaczęłam czytać. Przy pierwszej „opowieści” kręciły mi się łzy w oczach. Przy drugiej ledwo ledwo je powstrzymywałam, więc przestałam czytać i zostawiłam ją sobie na czytanie do poduszki, kiedy łzy mogą płynąć swobodnie wraz z wieloma różnymi uczuciami, jakie autorka wywołuje opowiadając historie kobiet „po przejściach”. Przy czym pod pojęciem „po przejściach” kryje się i alkoholizm rodziców oraz własny, i uzależnienie od narkotyków, i wykorzystanie seksualne przez brata, ale też brak miłości i oziębłość rodziców zajętych własnymi karierami.
„Królowe życia" to 18 historii różnych kobiet. Autorka ponazywała te opowieści bardzo trafnie i adekwatnie do „głównego problemu” danej kobiety: „Maleństwo”, „Grzeczna dziewczynka”, „Niczyja”, „Wojowniczka”, „Artystka”, „Twardzielka”, „Zniewolona”, „Dziewica”, „Naiwna”, „Lolitka”, „Kochanka”, „Bezimienna”, itd.
Książkę warto przeczytać, nie po to, by odnaleźć, w którejś z opowieści swoją własną historię, bo swoją własną historię do opowiedzenia ma każdy z nas, i kobiety i mężczyźni, na swój własny sposób i, moim zdaniem, kiedyś ją opowiemy, może niekoniecznie terapeutce, ale dlatego, że książka ta pokazuje, że każdy z nas został kiedyś skrzywdzony, poraniony, odepchnięty, porzucony, zdradzony, itd. Każdy z nas doświadczył większej lub mniejszej krzywdy, od rodziców, od nauczycieli, od rodzeństwa, od środowiska. Zaskakujące jest w tych historiach, jak wiele krzywdy wyrządzają nam rodzice, zajęci swoją pracą, swoimi sprawami, niedorośli do roli mądrych rodziców. To chyba najbardziej mnie przygnębiło w tych opowieściach: rodzice obojętni, rodzice okrutni, rodzice zbyt wymagający, rodzice ulegli, jeden rodzić zimny, a drugi zbyt kochający.
Pytanie jakie sobie zadałam po przeczytaniu tej książki brzmiało: czy z większymi lub mniejszymi traumami można sobie poradzić samemu? Czy kobieta/mężczyzna koniecznie musi iść do psychoterapeuty, żeby stanąć na nogi po zdradzie, po tragicznym dzieciństwie, itp.?
Ostatnia historia zatytułowana „Mądra” jest o kobiecie, która miała bardzo szczęśliwe, pełne miłości dzieciństwo. Gdy dorosła spotkała mężczyznę z równie szczęśliwego domu i wyszła za niego za mąż i żyli długo i szczęśliwie, aż do czasu, gdy mężczyzna poznał i pokochał inną kobietę, nie przestając kochać żony. Mąż od razu wyznał żonie, że poznał i pokochał inną i teraz nie wie jak żyć oraz co mnie osobiście powaliło na kolana, że gdyby wiedział, że jego żona kochała się z innym mężczyzną, to on by tego nie zniósł. I cytuję słowa głównej bohaterki tej opowieści: „Kurwa! A ja mam znieść?” Panowie, dlaczego zawsze macie taryfę ulgową! I zniosła! Najlepiej jak potrafiła, choć miała kryzys i próbowała się otruć, ale w ostatniej chwili, jakiś mądry głos w jej głowie podpowiedział jej, że to nie jest rozwiązanie. Podzieliła się swoim mężczyzną z inną: tydzień u niej, tydzień u tamtej. Jak długo? Tego nikt, nawet ona sama, nie wie? Ale dzięki miłości, jaką wyniosła z domu miała siłę przetrwać ten kryzys.
To, co mi się w związku z tą opowieścią skojarzyło, to słowa Matki Teresy z Kalkuty:
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję :-)
UsuńI wciąż aktualne. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Usuń