2021-02-14

Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, „A w konopiach strach”

Jerzy Vetulani, Maria Mazurek, „A w konopiach strach” to książka - wywiad. Czyta się ją niemal jednym tchem. Dla mnie była to lektura na 3 wieczory. Szczerze mówiąc pochłaniałam ją. Dlaczego? Jest napisana tak lekko, miejscami bardzo zabawnie, a wiedza podana przez profesora Vetulaniego, choć skomplikowana, bo dotyczy działania na mózg addyktogenów, czyli środków od których można się uzależnić, szybko zapada w pamięć. 



Dawno nie czytałam tak szybko książki, chciałam wiedzieć, czego dowiem się na kolejnych stronach. Ponoć ten lekki i zabawny styl jest dla profesora Vetulaniego właściwy. To jest pierwsza jego książka, jaką przeczytałam. na pewno sięgnę po inne. Dowiedziałam się też, że tak przyswojona wiedza zostaje nam na dłużej. Pamiętam, że podobnie czytałam książkę Briana Tracy "Maksimum osiągnięć". 

Chciałam tu przytoczyć fragmencik książki, który uważam za ważny. Mówi on o tym, jak zachodnia cywilizacja wiele rzeczy wypacza. Tak, robimy wiele dobrego, ale niestety też wiele złego. 

"MM: Ponoć Indianie zamieszkujący Andy przez wieki uważali, że kokaina - dar Boga, pozwalający im znosić życie w takich warunkach przyrody i trudy niewolniczej pracy - przyniesie klątwę białym. I patrząc na to, co się stało po wyekstrahowaniu kokainy, możemy powiedzieć, że ta przepowiednia w pewnym sensie się spełniła.

JV: Spełnia się, bo ludzie zachodniej cywilizacji przyjmują narkotyki bez pokory. Przez wieki addyktogeny, w tym bardzo silne, były przyjmowane rytualnie, w obecności kapłana lub szamana, w ściśle określonych warunkach. To zapobiegało uzależnieniom oraz chorobom spowodowanych przez te substancje. Narkotyki zaczęły szkodzić dopiero współczesnemu człowiekowi z naszej kultury - człowiekowi pozbawionemu pokory wobec natury i własnego organizmu. Człowiekowi, który wszystko wie najlepiej i czuje się panem świata."


2021-02-10

M. Witkiewicz, A. Krawczyk, A. Lingas-łoniewska, N. Socha, I. Gołębiewska, M. Knedler, M. Warda, K. Misiołek „PS i życzę Ci dużo miłości”

Napisze tak, gdybym miała decydować się po okładce czy przeczytać tę książkę, to zdecydowanie bym jej nie kupiła i nie czytała. Okładka jest tandetna. Nie przychodzi mi do głowy żadne inne słowo. Jest po prostu okropna. Natomiast środek, czyli opowiadania dziewięciu autorek są świetne.

Każde z opowiadań jest inne, choć mają wspólny motyw - bożonarodzeniowa kartka z życzeniami. Każda z dziewięciu kartek trafia do nadawcy akurat tuż przed Bożym Narodzeniem, tyle, że po wielu, wielu latach. Ale jak się okazuje, to jest ten właściwy czas. Opowiadania są miejscami wesołe i śmieszne, ale w większości bardzo wzruszające. Mamy starszą aktorkę, która utraciła miłość swojego życia, mamy tu rodzeństwo-nierodzeństwo, dwoje młodych ludzi zaadoptowanych przez pewne małżeństwo, mamy byłego żołnierza, który powrócił z misji na Wschodzie, jest wdowa, która postanawia spędzić święta nad morzem w Sopocie i sprawdzić jak się ma jej młodzieńcza miłość. 

Polecam na dwa, trzy wieczory. Bardzo dobrze się czyta te opowiadania, bo też napisane są świetnie. Mamy jeszcze dość długie zimowe wieczory, za oknem biało. Wciąż można poczuć bożonarodzeniowy klimat, a ta książka na pewno nam go dostarczy.