Po tę książkę sięgnęłam z ciekawości, ale i z pewną obawą. Słowiańskość, dawne czasy, osady, gusła: to wszystko zapowiadało opowieść, w której spodziewałam się sporo informacji o życiu dawnych Słowian, ich obyczajach, wierzeniach, codzienności. Liczyłam na więcej szczegółów dotyczących świata, w którym przyszło żyć bohaterom, na więcej tła, rytuałów, opisów zwyczajów. Tego elementu trochę mi zabrakło. A mimo to „Widunka” bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Szybko okazało się, że nie jest to książka stricte historyczna ani etnograficzna, lecz przede wszystkim opowieść o człowieku. O byciu innym, wykluczonym, napiętnowanym.
Akcja powieści toczy się w dawnych, słowiańskich czasach, w osadzie Wikliniec. Główną bohaterką jest Mira, młoda dziewczyna, która nie pasuje do świata, w jakim przyszło jej żyć. Jest inna, widzi więcej, czuje głębiej, chce więcj niż to, co ma na co dzień. Ma dar, a może przekleństwo, widzenia tego, czego inni nie chcą lub nie potrafią zobaczyć. Staje się widunką, kimś pomiędzy zwykłym człowiekiem a kimś, kogo się boi, komu się nie ufa, ale kogo jednocześnie się potrzebuje.
Mira opuszcza rodzinną osadę, bo chce zobaczyć coś więcej, wyrwać się z ciasnych ram narzuconych jej przez wspólnotę. Wyrusza w drogę, która jest nie tylko wędrówką przez obce ziemie, ale przede wszystkim przez własny lęk, samotność i bolesne dojrzewanie. Na swojej drodze poznaje Rocha, wędrownego dziada, postać z pozoru niepozorną, a jednak jedną z najciekawszych w całej powieści. To on uczy Mirę patrzeć na świat z dystansem, tłumaczy jej, jak walczyć z gusłami i zabobonami, które pogardliwie nazywa „głupidami”. Jego opowieści są jednocześnie mądre i gorzkie, chwilami zabawne, a chwilami boleśnie prawdziwe, pokazują, jak łatwo ludzie tłumaczą strachem to, czego nie rozumieją.
Dziś też wiele osób walczy z zabobonami, ale wciąż wiele z nich w nie wierzy. Dziś też wiele osób odrzuca, to czego nie rozumie, nie zadając sobie trudu zrozumienia, poznania, a czasem włączenia po prostu zdrowego rozsądku. Weźmy choćby lęk przed osobami z niepełnosprawnościami, albo osądzanie u innych ich przekonań, postaw, a czasem tylko ubioru.
Podczas swojej wędrówki Mira spotyka ludzi dobrych i złych, mądrych i okrutnych, takich, którzy chcą jej pomóc, i takich, którzy widzą w niej zagrożenie. To droga inicjacji, uczenia się, kim się jest, i ile trzeba zapłacić za bycie sobą w świecie, który nie toleruje inności.
To książka o tym, jak bardzo społeczność boi się tego, czego nie rozumie. O tym, że kobieta, która widzi, wie i czuje więcej, zawsze będzie zagrożeniem dla świata opartego na sile i strachu. Mira nie jest bohaterką, którą da się jednoznacznie polubić. Jest uparta, impulsywna, czasem naiwna. I właśnie przez to prawdziwa.
Tekieli nie idealizuje dawnych czasów. Oprócz sielankowych ognisk, miłych starców i mądrych kapłanek, jest też głód, przemoc, strach, choroby i śmierć. Nie jest to lektura „na poprawę humoru”. Ale to książka, która zostaje w głowie. I w sercu. Długo po przeczytaniu ostatniej strony.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz