Jakiś czas temu kupiłam książkę Tourell Soderberg Marie „Hygge. Duńska sztuka szczęścia”. Był to prezent, ale zanim go przekazałam - zdążyłam tę książkę przeczytać. O temacie "hygge" już co nieco słyszałam i bynajmniej nie pałałam do niego entuzjazmem. Ot kolejna moda - tak myślałam. A poza tym dlaczego ktoś ma mi mówić, jak mam być szczęśliwa. Sama przecież wiem, co mnie uszczęśliwia. Nie pytajcie więc, dlaczego kupiłam tę, a nie inną książkę. Ostatecznie mogłam kupić np. jedną z najnowszych powieści tego, czy innego pisarza/pisarki - bo osoba, dla której była przeznaczona, uwielbia czytać. Ponadto nie przepadam za tzw. modnymi książkami, a tak nosiła tego wszelkie znamiona. Poza tym jak ognia unikam książek, poradników, itp. napisanych przez aktorki i wszelkiego rodzaju celebrytów. A ta książka, jak się później okazało została napisana przez duńską aktorkę. Szczerze mówiąc, to chwyciłam tę książkę pod wpływem impulsu. No i spodobała mi się okładka - te roziskrzone światełka na ciemnym tle - są po prostu piękne.
Zabierając się za czytanie tej książki byłam bardzo sceptyczna, co do jej zawartości. Ot, jakieś krótkie treści, na 1/3 strony, trochę zdjęć i to nie na całej stronie, tylko jakieś takie malutkie - no katastrofa. W miarę, jak czytałam tę książkę zmieniało się moje nastawienie - bo cóż odkryłam? Otóż szczęście dla każdego znaczy coś innego. Dla jednych to chwile z książką, dla innych, to rodzinne spotkania, dla jeszcze innych to chwile kiedy mogą smakować dobre potrawy w gronie rodziny, czy przyjaciół, bezinteresowna pomoc innym, siedzenie w ciszy i kontemplowanie przyrody i wiele, wiele innych rzeczy i sytuacji. I to, co mnie w tym postrzeganiu szczęścia ujęło, to fakt, że wszystkie te szczęśliwe chwile, dla wielu osób, które są bohaterami tej książki, wiążą się z prostymi rzeczami i najprostszymi sytuacjami. Najbardziej chyba polubiłam pewną staruszkę, która piekła dla swoich sąsiadów placki. Sama była już wiekowa, a jeszcze chciało jej się robić coś dla innych.
Czasem szukamy szczęścia na końcu świata, podróżując po dalekich krajach, wydaje nam się, że tam je właśnie znajdziemy. A tymczasem najważniejsza podróż, jaką powinniśmy odbyć, to ta do naszego wnętrza. Wydaje nam się, że będziemy szczęśliwi, jak zgromadzimy dobra materialne - domy, samochody, antyki, piękne ubrania, itp. A tymczasem najbardziej szczęśliwi jesteśmy, gdy możemy się dzielić tym, co mamy z innymi - i nie chodzi tu o dobra materialne tylko, ale czas spędzony z innymi. Tak, czy inaczej polecam lekturę tej książki. Otwiera oczy na rzeczy i sprawy oczywiste, które jednak w codziennym zabieganym życiu nam umykają.
ps. Osoba obdarowana tą książką bardzo się z niej ucieszyła :-)
Filozofia hygge jest mi bliska z uwagi na miejsce zamieszkania, ale za tego typu książkami nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńHej gin, dzięki za komentarz, bo zapomniałam napisać, że hygge to duńska filozofia szczęścia, a Duńczycy są uważani za najszczęśliwszy naród na świecie - to na podstawie wielu badań i nie tylko amerykańskich ;-)
Usuń