Tego lata zupełnie przypadkiem natknęłam się na gdańskiej
Starówce na jednego z moich ulubionych pisarzy-podróżników: Wojciecha Cejrowskiego.
Zdążyłam jedynie zrobić mu zdjęcie, bo właśnie kończył podpisywać książki i
widać było, że jest już zmęczony i nie ma już ochoty na rozmowę. Szkoda, ale
sławny pisarz też człowiek i może być zmęczony jak każdy inny. I trzeba to
uszanować.
Nie wiem, jak wy, ale ja bardzo lubię książki
podróżnicze Wojciecha Cejrowskiego. Jakiś czas temu przeczytałam dwie jego
książki i bardzo je polecam: "Gringo wśród dzikich plemion" oraz
"Rio Anaconda". Z obu książek można dowiedzieć się o życiu plemion z
amazońskiej dżungli.
Obie książki są bardzo mądre, pokazują przede wszystkim
wielki szacunek autora do innych kultur, do ich odmienności i prawa do bycia
takimi zawsze, co nie zawsze rozumie tzw. "cywilizowany człowiek". I
mimo, że poruszają poważne tematy, to nie pozbawione są poczucia humoru, dzięki
czemu czyta się je lekko, szybko i przyjemnie.
Nigdy nie wybrałabym się do amazońskiej dżungli. To
nie jest i nigdy nie będzie moim marzeniem, mimo, że podróże bardzo lubię, ale
nie w takie egzotyczne miejsca. Ale bardzo doceniam, że robią to inni. Wyruszają na koniec świata, by opisać
to, co widzieli właśnie takim ludziom, jak ja, która woli niebezpieczne
przygody przeżywać z bezpiecznej perspektywy własnej kanapy ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz