Miłości, przyjaźnie, intrygi, zdrady, choroby, śmierć, a także zwyczajne życie toczy się wszędzie, niezależnie od szerokości geograficznej. Nie mniej intensywne jak w wielkim mieście, jest owo życie w małej podkrakowskiej miejscowości, w której rozgrywa się akcja książki "Cztery pory lata" Renaty L. Górskiej.
Główna bohaterka Kornelia (zwana też Nelą) ma trzy przyjaciółki, które za wszelką cenę chcą jej znaleźć męża. Wszystkie trzy mężów mają i jak to na prowincji, hołdują przekonaniu, że samotnej kobiecie do szczęścia brakuje już tylko męża. Kornelia raz po raz wpada w tarapaty z powodu tego przyjacielskiego swatania. Ma ona też swój sekret, nie zamierza się wiązać na stałe z żadnym mężczyzną, ale o tym nie mówi nikomu, dlatego toleruje przestawianych kolejnych kandydatów do jej ręki. Jak do tego doszło, że młoda i piękna dziewczyna nie zamierza nigdy się zakochać, tego czytelnik dowiaduje się na samym końcu powieści. Poza tym Nela jest eteryczną romantyczką, o czym sama nie wie, wydaje jej się, że jest twardo stąpającą po ziemi realistką. Jest też odrobinę egocentryczką i wszystko, co się dookoła niej dzieje, odbiera jako atak na jej niezależność i autonomię. Wszyscy jej najbliżsi wiedzą co dla niej dobre i z zapałem wtrącają się w jej osobiste życie. I gdy na scenie pojawia się wymarzony kandydat, zostaje okrzyknięty "ostatnią deską ratunku" dla Neli. Tylko czy ona jest gotowa na miłość?
Miłosne perypetie głównej bohaterki nie zajmują wszystkich ponad 400 stronic książki. Wiele miejsca poświęcone zostało jej przyjaciółkom i ich problemom. Iga, nauczycielka wychowania fizycznego w miejscowej szkole, doświadcza kolejnych zawodów z powodu niemożności zajścia w ciążę. Gosia ma podejrzliwego męża, który sprawdza i szpieguje ją na każdym kroku, a zwłaszcza, gdy ta spotyka się z przyjaciółkami. Okazuje się, że to on nie jest wierny swojej żonie, a na domiar złego ginie w wypadku samochodowym wraz z młodą dziewczyną, czym przysparza jeszcze więcej kłopotów. Dorota ma kochającego męża i zdrową córeczkę, ale za to kłopoty finansowe - w małej miejscowości galeria sztuki nie jest zbyt często odwiedzanym miejscem. Jest też wątek bratowej, Justyny, która nie kochała i nie kocha jej brata, za to kocha bardzo pieniądze. Jej małżeństwo wisi na włosku, bo nie chce wyjechać wraz z mężem za granicę, gdy tu w miasteczku ma już ugruntowaną swoją pozycję właścielki salonu piękności. Do tego dochodzą jeszcze perypetie wynikające z mylnej interpretacji działań "ostatniej deski ratunku", który ponoć uczestniczy w spisku, mającym za cel pozbawienie Neli jej ukochanego domu. Nie można zapomnieć o jakże barwnej i irytującej zarazem postaci jakim jest Dżerry, miejscowy macho, który kolokwialnie mówiąc, zagiął parol na Nelę i nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego dziewczyna go odtrącą. Wszystko to daje obraz trochę sielskiej, trochę swojskiej prowincji, na której wiele rzeczy wydarzyć się może i wydarza się.
To co mnie w tej opowieści urzekło, to bezgraniczna miłość głównej bohaterki Neli do jej rodzinnego domu i okolicy. Wiem, że większość osób pomija opisy przyrody w powieściach, mi one się bardzo podobają. Lubię widzieć w jakiej scenerii rozgrywa się akcja. I gdy autorka opisuje widok z balkonu głównej bohaterki oraz jej sentymentalne uczucia, to czułam się tak, jakbym razem z nią oglądała najpiękniejszy spektakl, jakim jest zachód słońca.
Warto tę książkę przeczytać także dlatego, że pokazuje siłę przyjaźni. Cztery dziewczyny wspierają się, mają dla siebie czas, są żywo zainteresowane, tym, co się u nich dzieje i w każdej chwili mogą na siebie liczyć. Czy w naszym zabieganym życiu jest miejsce na zwykłą-niezwykłą przyjaźń? Wierzę, że jest i polecam to lekkie, ale jednocześnie wartościowe czytadło, może właśnie na ten długi majowy weekend?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz