Ta niepozorna książeczka stała sobie w moim domu rodzinnym w naszym zbiorze ksiąg wszelakich i w końcu doczekała się mojej uwagi. Co skierowało moją rękę właśnie na tę pozycję? Doprawdy nie wiem. Może jakaś wewnętrzna przekora, aby przeczytać coś zupełnie innego, niż dotychczas.
Wydanie, które mam przed oczyma jest z 1987 roku (Wydawnictwo Literackie). W przedmowie czytam, że pierwsze wydanie pochodzi z 1934 roku. Hmm... cóż mnie tak gna w te czasy sprzed II wojny (ostatnio oglądałam przedwojenny film "Ada! To nie wypada" z 1936 roku, o którym słów kilka na moim drugim blogu: http://kobietarenesansu.blogspot.com/2013/04/nie-kochac-w-taka-noc-to-grzech.html).
Wańkowicz opisuje swoje wspomnienia, nie chronologicznie raczej, ale jak mu się przypomni, jak sam o tym pisze, najpierw od najmłodszych lat, gdy miał 2 latka i oddano go po śmierci matki na wychowanie do jej majątku Nowotrzeby. Z wielką dokładmością opisuje poszczególne pomieszczenia dworu oraz zwyczaje tam panujące, m.in. dotyczące przyjmowania gości i przygotowywania posiłków czy np. przebierania ziaren z kąkolu w adwencie i śpiewanie przy tej pracy pieśni religijnych. Opisuje także swoje wyprawy do lasu i nad rzekę oraz różnego rodzaju psoty. Interesujące dla mnie były zwłaszcza opisy przygotowywania posiłków, a zwłaszcza ingrediencje, z których były one przygotowywane. Wańkowicz przytacza zestaw potraw Wielkanocnych: "Musiała być ogromna głowizna z jajkiem w pysku, pieczone prosięta, gotowana szynka - przysmak, który mieliśmy tylko na Wielkanoc, bo przez cały rok jedliśmy tylko wędzone szynki. Były, wstyd przyznać się, wszelkie rodzaje zwierzyny, bo Nowotrzeby pojęcia nie miały o ochronie zwirzyny, (...). Ciasta miały swoją hierarchię. Musiał być "dziad", "cygan", "prześcieradło", nie mówiąc o babach olbrzymach i sękaczu z dwustu jaj. Po środku wszystkiego stały dwie arki z rzeżuchy, w które wstawiane były baranki z cukru."
Jaka szkoda, że Wańkowicz nie podaje przepisów na te ciasta o ciekawych nazwach. Ale jako 7 letni chłopiec, ani się tym nie interesował, ani do kuchni go nie wpuszczano zapewne wcale. A szkoda, bo w innym miejscu pisze o szarlotce, zwanej we dworze "Panią Nowakowską" od nazwiska pani, która z Warszawy przyjechała i szarlotkę piec nauczyła.
Gdy Melchior kończył lat 8 przewieziono go do Kalużyc, domu rodzinnego, gdzie urzędował starszy od niego o 10 lat brat Witold zwany Tolem. W Kalużycach młody jeszcze bardzo Melchior przeszedł pod męskie wychowanie. Zabierano go np. na polowania i pozwalano strzelać do zwierzyny. Są tu opisy aż trzech polowań, na zające, na niedźwiedzia i na głuszcza. Zwłaszcza wspomninie polowania na głuszcza zrobiło na mnie spore wrażenie, dodam, że o polowaniach nie wiem zgoła nic. Do każdego polowania przygotowywano się bardzo starannie. W polowaniu na zające brała udział liczna sfora psów gończych, każdy z psów miał swoje ściśle wyznaczona zadanie. Rozpoznawano ich odgłosy, które informowały o kierunku i odległości zaganianych zajęcy. Polowanie na głuszca rozpoczynało się dzień wcześniej, gdy namierzano siedlisko głuszców, którego już nie opuszczano, kryto się w kniei w naprędce przygotowanym szałasie. Polowanie rozpoczynało się, gdy tylko pierwszy z głuszczów zaczynał swój godowy śpiew. Podczas śpiewu głuszec ma zatknięte uszy i nic nie słyszy i tylko w tym czasie można było się do niego zbliżyć. Podczas przerwy w śpiewie należało stać cichutko, gdzie się zatrzymało. Na tym pierwszym pamiętnym polowaniu na głuszcza, Melchiorowi udało się ustrzelić głuszcza, cietrzewia i okonia.
Najbardziej poruszył mnie obraz zniszczonego dworu w Kalużycach po pogromie bolszewickim. Opis fruwających "rozprutych" kartka po kartce książek z dworskiej biblioteki jest bardzo sugestywny i naznaczony emocjami: "Park zasypany kartami porwanych książek biblioteki. Co za praca - tak pracowicie porozrywać trzy tysiące tomów." Każego miłośnika książek ten obraz by zabolał, a co dopiero właściciela tych ksiąg!
O autorze "Szczenięcych lat" można poczytać w bardzo dobrym artykule w wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Melchior_Wa%C5%84kowicz. Sama dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o tym sławnym autorze wielu reportaży, m.in. że był także twórcą sloganów reklamowych, takich jak: "Cukier krzepi" i "Lotem bliżej", a także autorem bajek dla dzieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz