2012-12-28

„Ja, pani woźna” Ewy Ostrowskiej

Mam taką teorię, że to książki wybierają moment, w którym mam je czytać. W książkach szukam odpowiedzi na jedno zasadnicze pytanie: jak żyć? Wszystko, co napiszę o książkach na tym blogu będzie bardzo subiektywne - nie może być inne, w końcu to moja osobista interpretacja.


Książka Ewy Ostrowskiej "Ja, pani woźna" wpadła mi zupełnie przypadkiem w ręce. To historia 36-letniej Kaśki, która od trzech lat jest samotną matką 11-letniego Szymka. Jej mąż był kobieciarzem, a ona, nie bójmy się tego słowa, "idiotką", która zbyt kochała męża, aby widzieć to, co widzieli wszyscy, a więc to, że mąż ją zdradzał na prawo i lewo. Nie ma co zresztą tak ostro jej oceniać, bo jak wiadomo miłość ślepa jest i każda z nas, choć raz w życiu była tak ślepo zakochana. Jej syn jest świadkiem wypędzenia wiarołomnego męża i od chwili odejścia "kochanego tatusia" do innej, dodam bogatszej, zaczyna nienawidzić matki. Stajemy się obserwatorami jej życia w chwili, gdy traci pracę w redakcji, gdzie pisze relacje z wydarzeń kulturalnych Łodzi. A traci ją, gdyż nie chce zostać kochanką szefa, nie trzeba dodawać, że również wielbiciela kobiecych wdzięków.

I tu można by powziąć opinię, iż to typowe kobiece powieścidło ze schematem: "ona: porzucona/owdowiała/ewentualnie traci pracę, jednym słowem jest w tarapatach i postanawia zmienić swoje życie rozprawić się z przeszłością. Potem wyjeżdża gdzieś/zakłada własną firmę/dostaje pracę/ktoś jej pomaga, w nowych warunkach są początkowe trudności: finansowe/rodzinne/jakieś, następnie pojawia się oczywiście te właściwy facet i już równiutko i gładko pędzimy do happy endu ;-)" Ale tak do końca nie jest, mimo iż sama autorka tak o niej pisze na swojej stronie internetowej http://www.ewa-ostrowska.pl/: "Powieść z cyklu "babska", która cieszy się poczytnością, a której ja nie lubię, gdyż na prośbę wydawcy musiałam napisać kiczowate zakończenie, że oczywiście happy, happy." Czy kiczowate, ocenicie sami.

Moim zdaniem, to opowieść o matce, która sama zjada suchy chleb, a szynkę i pomarańcze kupuje dla syna, który nazywa ją świnią i suką... Facet sprałby takiego dzieciaka i wymusił szacunek strachem. Matka łyka łzy i upokorzenie i nadal kocha syna. To historia o kobiecie, która szuka pracy i nigdzie jej nie znajduje, bo zszargano jej opinię. Tylko matka jest zdolna do ponadludzkiego wysiłku, gdy pokonuje 10 km, tam i z powrotem, bo oszczędza na benzynie i biletach komunikacji miejskiej, by dojść do pracy, która przyniesie jej pieniądze, aby utrzymać siebie i przede wszystkim dziecko. To książka o matczynej miłości, o granicach, jakie może przekroczyć człowiek w walce o godny byt. Ale to także opowieść o kobiecie, która zapatrzona w swoje nieszczęście, nie potrafi dostrzec potrzeb syna. Zamiast kupować mu komputer i zestaw gier, mogła posłać go na trening i kupić książki, sama zna biegle język angielski i francuski, a dziecko ma z angielskim problemy w szkole. Potrzeba, aby obcy człowiek wkroczył w jej życie i pokazał, jak należy zająć się własnym dzieckiem. To częsty problem współczesnych kobiet nieszczęśliwych w małżeństwie. Tak bardzo zapatrzone są w swoje nieszczęście, że nie widzą już nic i nikogo poza nim. Czytając książkę, miałam ochotę potrząsnąć Kaśką, jak i zdrowo przylać Szymkowi.

To również książka o miłości, zdradzie i nadziei. Tej ostatniej my kobiety zawsze mamy w nadmiarze. Zawsze mamy jej sporo, nawet wtedy, gdy gaśnie ostatnia jej iskierka. To także książka o tym, jak łatwo przegapić miłość, która jest obok, tuż tuż. Jest też o tym, jak stereotypowo postrzegamy ludzi, ze względu na wykonywany zawód. To chyba taka nasza polska wada, pogardzać tymi, którym los nie sprzyja, tym, którym gorzej się w życiu powiodło. Co tam taka sprzątaczka, budowlaniec, kelner czy kasjerka. Lekarz, prawnik, pan biznesmen czy naukowiec to są szanowane zawody. Jest też o samotności starszej kobiety (babcia Pola), której syn i jego żona zachłannie wyprzedali całe jej gospodarstwo. Można się wzruszyć czytając o dobroci ludzi, którym samym się nie przelewa (przyjaciółka Kaśki - Ela), czy samej Kaśki, gdy co do grosza przekazuje odziedziczone pieniądze po pierwszym mężu przyjaciołom i hospicjum.

Nie zdradzę całej fabuły, dodam, że końcówka jest zaskakująca, a książka tak wciągająca, że pochłonęłam ją prawie w jeden dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz