2025-12-21

Krystyna Mirek „Smak dubajskiej czekolady”

 Kilka razy podchodziłam do książki Krystyny Mirek „Smak dubajskiej czekolady”. Brałam do ręki, czytałam opis na okładce i odkładałam. Czytałam już książki Krystyny Mirek i każda z nich była wciągająca. Ale jakoś tytuł mnie nie zachęcał, ani okładka, zbyt przesłodzona. Pomyślałam sobie, że to będzie takie lekkie i banalne czytadło. Ale bynajmniej tematy poruszane w niej do lekkich i przyjemnych nie należą. Przeczytałam ją bardzo szybko, za szybko, w dwa wieczory. A nie lubię zbyt szybko rozstawać się z bohaterami, których polubię. To niesamowicie sympatyczna książka, choć opowiadająca o smutnych w sumie wydarzeniach – rozwodzie, chorobie, biedzie. A mimo to pokrzepiająca. Momentami zabawna. I nawet kilka razy wybuchłam nad nią śmiechem.


To historia Hani i Radka, dwojga ludzi, których życie kiedyś połączyło, a potem bezlitośnie rozdzieliło. Ich drogi przecięły się znowu przypadkiem w pociągu. Ona - zmęczona codziennością, samotnym macierzyństwem i dźwiganiem całego świata na własnych barkach. On - z pozoru poukładany, ale jednak poraniony własnymi błędami i niedomówieniami sprzed lat. Oboje niosą w sobie żal, który przez lata zdążył się zasuszyć i pokryć kurzem, a mimo to nadal potrafi ugodzić w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Do tego pojawia się Oliwia, dziewczyna, która jak mało kto potrafi wpaść w kłopoty oraz Oskar, który wszystko chciałby mieć pod kontrolą, lecz życie, jak to życie, nieustannie sprawdza jego odporność na chaos. Ta para jest jak lustrzane odbicie Hani i Radka. Ale dopiero na starcie, dopiero próbująca uchwycić, czym jest bliskość izaufanie.

I można by pomyśleć, że to kolejna powieść obyczajowa oparta na schemacie „wszyscy spotykamy się w jednym miejscu i magia robi swoje”. A jednak nie. Bo Mirek potrafi wyciągnąć z tych zwyczajnych, ludzkich historii coś bardzo prawdziwego. Tu nie ma fajerwerków, egzaltowanych wyznań ani naciąganych zbiegów okoliczności. Tu jest życie, trochę krzywe, trochę bolesne, pełne drobnych dramatów, które dla postaci stają się Himalajami.

Hania to kobieta, której się współczuje, której się kibicuje. Bo ile można dźwigać? Ile można rezygnować z siebie, żeby wszystkim wokół było trochę lżej? Radek to przykład faceta, który zrozumiał swoje błędy zdecydowanie za późno. I choć nie jest typem podrywacza ani złoczyńcy, to jednak życie zapłaciło mu za dawne zaniedbania.

Najpiękniejsze w tej książce jest to, że choć dotyka trudnych tematów: samotności, braku pieniędzy, ciężkiej choroby, rozpadu rodziny, to jednak daje ogromną porcję ciepła. Pokazuje, że nawet z największego życiowego zakrętu można wyjść, jeśli tylko człowiek pozwoli sobie na odrobinę nadziei. I że czasem obcy ludzie potrafią wyciągnąć do nas rękę szybciej i serdeczniej niż najbliżsi.

Przez większość historii miałam wrażenie, że siedzę obok tych bohaterów w tym pociągu, słucham ich rozmów, obserwuję, jak odkładają na bok dumę, strach i stare rany, by zrobić choć jeden krok w stronę lepszego życia.

To książka o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze. O tym, że drugie szanse istnieją, ale nie spadają z nieba, trzeba je dostrzec, chwycić i mieć odwagę pójść dalej. O tym, że ludzie to kruche naczynia pełne sprzeczności, ale też potrafią zadziwić dobrocią. I wreszcie: o tym, że czasem życie wrzuca nas do jednego wagonu z kimś, od kogo uciekaliśmy pół życia, bo najwyraźniej mamy jeszcze coś do przepracowania.

To książka wciągająca, ciepła, mądra. I choć czyta się ją lekko, zostawia sporo do przemyślenia. Zdecydowanie jedna z tych książek, które warto przeczytać wtedy, gdy świat wydaje się trochę za ciężki, bo przypomina, że zawsze może być inaczej. A czasem nawet lepiej.


2025-12-18

Joanna Tekieli „Widunka"

 Po tę książkę sięgnęłam z ciekawości, ale i z pewną obawą. Słowiańskość, dawne czasy, osady, gusła: to wszystko zapowiadało opowieść, w której spodziewałam się sporo informacji o życiu dawnych Słowian, ich obyczajach, wierzeniach, codzienności. Liczyłam na więcej szczegółów dotyczących świata, w którym przyszło żyć bohaterom, na więcej tła, rytuałów, opisów zwyczajów. Tego elementu trochę mi zabrakło. A mimo to „Widunka” bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Szybko okazało się, że nie jest to książka stricte historyczna ani etnograficzna, lecz przede wszystkim opowieść o człowieku. O byciu innym, wykluczonym, napiętnowanym. 

Akcja powieści toczy się w dawnych, słowiańskich czasach, w osadzie Wikliniec. Główną bohaterką jest Mira, młoda dziewczyna, która nie pasuje do świata, w jakim przyszło jej żyć. Jest inna, widzi więcej, czuje głębiej, chce więcj niż to, co ma na co dzień. Ma dar, a może przekleństwo, widzenia tego, czego inni nie chcą lub nie potrafią zobaczyć. Staje się widunką, kimś pomiędzy zwykłym człowiekiem a kimś, kogo się boi, komu się nie ufa, ale kogo jednocześnie się potrzebuje.

Mira opuszcza rodzinną osadę, bo chce zobaczyć coś więcej, wyrwać się z ciasnych ram narzuconych jej przez wspólnotę. Wyrusza w drogę, która jest nie tylko wędrówką przez obce ziemie, ale przede wszystkim przez własny lęk, samotność i bolesne dojrzewanie. Na swojej drodze poznaje Rocha, wędrownego dziada, postać z pozoru niepozorną, a jednak jedną z najciekawszych w całej powieści. To on uczy Mirę patrzeć na świat z dystansem, tłumaczy jej, jak walczyć z gusłami i zabobonami, które pogardliwie nazywa „głupidami”. Jego opowieści są jednocześnie mądre i gorzkie, chwilami zabawne, a chwilami boleśnie prawdziwe, pokazują, jak łatwo ludzie tłumaczą strachem to, czego nie rozumieją. 

Dziś też wiele osób walczy z zabobonami, ale wciąż wiele z nich w nie wierzy. Dziś też wiele osób odrzuca, to czego nie rozumie, nie zadając sobie trudu zrozumienia, poznania, a czasem włączenia po prostu zdrowego rozsądku. Weźmy choćby lęk przed osobami z niepełnosprawnościami, albo osądzanie u innych ich przekonań, postaw, a czasem tylko ubioru. 

Podczas swojej wędrówki Mira spotyka ludzi dobrych i złych, mądrych i okrutnych, takich, którzy chcą jej pomóc, i takich, którzy widzą w niej zagrożenie. To droga inicjacji, uczenia się, kim się jest, i ile trzeba zapłacić za bycie sobą w świecie, który nie toleruje inności.

To książka o tym, jak bardzo społeczność boi się tego, czego nie rozumie. O tym, że kobieta, która widzi, wie i czuje więcej, zawsze będzie zagrożeniem dla świata opartego na sile i strachu. Mira nie jest bohaterką, którą da się jednoznacznie polubić. Jest uparta, impulsywna, czasem naiwna. I właśnie przez to prawdziwa.

Tekieli nie idealizuje dawnych czasów. Oprócz sielankowych ognisk, miłych starców i mądrych kapłanek, jest też głód, przemoc, strach, choroby i śmierć. Nie jest to lektura „na poprawę humoru”. Ale to książka, która zostaje w głowie. I w sercu. Długo po przeczytaniu ostatniej strony.


2025-12-14

Katarzyna Michalak „Sklepik z niespodzianką. Lidka”

 Książka Katarzyny Michalak „Sklepik z niespodzianką. Lidka” to taki powrót po latach do dobrze znanego miejsca i bohaterów. Pierwszy tom „Sklepiku z niespodzianką. Bogusia” przeczytałam w 2013 roku, drugi tom „Sklepik z niespodzianką. Adela” przeczytałam w 2017 roku. Pamiętałam klimat Pogodnej, picie czekolady, kobiece rozmowy przy stole i to charakterystyczne dla autorki połączenie lekkości z tematami, które wcale lekkie nie są. Sięgając po trzeci tom: „Sklepik z niespodzianką. Lidka” byłam ciekawa, jak potoczą się losy bohaterki, która od początku serii wydawała mi się jedną z najbardziej poranionych.


I nie zawiodłam się. Jak zwykle powieści Katarzyny Michalak czyta się szybko, lekko, ale treść zostaje w głowie na dłużej. Niby prosta fabuła, niby obyczajowa historia z małego miasteczka, a jednak to „niby” robi ogromną różnicę. To książka znacznie cięższa emocjonalnie niż poprzednie tomy. Tu nie chodzi już tylko o miłość, romanse i życiowe zakręty, ale o niespełnione macierzyństwo, zazdrość, poczucie niesprawiedliwości i granice, których człowiek nigdy nie sądził, że może przekroczyć.

Tym razem główną bohaterką jest Lidka Malinowska, weterynarz, znana i lubiana w Pogodnej, przyjaciółka Bogusi, Adeli, Konstancji i Stasi. Lidka z pozoru wszystko ma: pracę, dom, ludzi wokół siebie. A jednak w środku nosi pustkę, która z każdym kolejnym miesiącem staje się coraz trudniejsza do zniesienia. Jej największym marzeniem jest chcęć posiadania własnego dziecka, ale marzeniem, które nie chce się spełnić. I to właśnie ten niespełniony głód macierzyństwa popycha Lidkę w stronę decyzji, które ranią innych i ją samą.

To, co bardzo cenię u Michalak, to fakt, że nie ocenia swoich bohaterek. Lidka nie jest idealna. Jest momentami egoistyczna, impulsywna, rozżalona. Czasem miałam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć: „opanuj się”. Ale jednocześnie rozumiałam jej rozpacz. Bo jak długo można być tą „silną”, kiedy los konsekwentnie mówi „nie”? W tle oczywiście pojawiają się dobrze znane postaci. Bogusia, właścicielka Sklepiku z Niespodzianką, nadal ciepła, serdeczna i próbująca sklejać świat dobrym słowem i czekoladą, a jednocześnie przeżywająca sercowe rozterki. Adela, jak zwykle barwna, pełna energii, trochę femme fatale, ale zawsze w działaniu i chęci niesienia pomocy innym. Konstancja, niezmiennie niedojrzała, wymagająca pomocy. Stasia, spokojna, mądra, wspierająca, taka, jaką chciałoby się mieć obok w trudnych chwilach.

„Sklepik z niespodzianką. Lidka” pokazuje, że przyjaźń to nie tylko wspólne śmiechy przy kawie i serniku, ale także umiejętność postawienia granic, powiedzenia „dość” i zmierzenia się z cudzym bólem, który czasem zaczyna zatruwać wszystko wokół. To nie jest książka tak „słodka” jak pierwszy tom. Tu mniej przepisów, mniej cukru, więcej goryczy. Ale ta gorycz jest potrzebna. Bo życie nie zawsze przypomina słodką czekoladę, czasem jest po prostu gorzkie. 

Jak zwykle u Michalak, fabuła nie jest oczywista, a zakończenie nie przynosi łatwego ukojenia. Nie ma tu prostych odpowiedzi ani klasycznego happy endu. Jest za to prawda o emocjach, o kobiecych pragnieniach, o tym, jak łatwo przekroczyć cienką granicę między marzeniem a obsesją. To książka, która boli. Ale boli w taki sposób, że po jej przeczytaniu człowiek zaczyna bardziej uważać na innych. I na siebie.

Polecam szczególnie tym, którzy znają wcześniejsze tomy serii, bez nich „Lidka” nie wybrzmi w pełni. A jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z Pogodną, to niech wie: to nie jest tylko ciepła opowieść o sklepiku. To historia o kobietach, prawdziwych z krwi i kości oraz bardzo skomplikowanych uczuciach.


2025-12-13

Katarzyna Leżeńska „Studnia życzeń”

 Książka Katarzyny Leżeńskiej „Studnia życzeń” trafiła do mnie właściwie przez przypadek. Kilka miesięcy temu przywiozłam ją od siostry i tak sobie czekała na półce. Miała być lekką odskocznią, książką „na jeden wieczór”. Tymczasem okazało się, że to nie takie zwykłe „babskie czytadełko”, choć na pierwszy rzut oka można by ją tak zaszufladkować. 

Główna bohaterka, Hanka, jest kobietą z krwi i kości. Twardą, choć na pierwszy rzut oka zagubioną. Taką, która więcej trzyma w środku, niż pokazuje światu. I gdy trafia do domu dziadków, to wiadomo, że nie przyjechała tu po to, żeby sobie zrobić wiejski reset, tylko po to, by poznać historię swojej babci - Rozalii i jej siostrze Juli, które przedwojenną młodość spędziły na podlaskiej wsi. A jednoczesnie by przepracować swoje problemy. Poznajemy jej wahania, to jej wieczne „muszę, ale nie chcę”, to targowanie się z własnym życiem. Ile z nas tak ma? Ile z nas stoi nad taką symboliczną studnią i zamiast wrzucić monetę i powiedzieć głośno, czego naprawdę pragniemy, to dłubiemy w kieszeni i udajemy, że niczego nie potrzebujemy? Czasem łatwiej jest żyć z poczuciem straty niż z ryzykiem, że coś może się zmienić. A Hanka ma w perspektywie miłość, która przychodzi nie wtedy, kiedy na nią czeka, ale zupełnie niespodziewanie, gdy nie jest na nią gotowa.

Leżeńska pisze lekko, ale nie płytko. Ma humor (dawno już nie śmiałam się tak głośno i tak serdecznie nad książką), ale nie robi komedii. Potrafi wzruszyć, ale nie szantażuje emocjonalnie. I to mi się w tej książce najbardziej podobało, że nie robi z czytelnika idioty. Że ta „studnia życzeń” nie spełnia marzeń jak w taniej bajce, tylko zmusza, by bohaterka (i my razem z nią) zrozumiała, co tak naprawdę ją ogranicza.

To opowieść o tym, że czasem trzeba wyjechać z własnego życia, żeby w końcu do niego wrócić. O tym, jak łatwo przegapić to, co istotne, bo człowiek utknął w swojej przeszłości jak owad w bursztynie. O tym, że życzliwości można się nauczyć od ludzi, którzy sami nie mają zbyt wiele. I o tym, że nowe początki rzadko wyglądają tak, jak powinny. Ale i tak warto w nie wejść. 

Czy końcówka jest przewidywalna? Niezupełnie. Czy książka wciąga? O tak, połknęłam ją szybciej, niż planowałam. Jeśli ktoś szuka historii lekkiej, ale nie głupiej; ciepłej, ale nie przesłodzonej; życiowej, ale nie przygnębiającej, „Studnia życzeń” jest dokładnie tym, czego trzeba, gdy w człowieku coś się kończy, a coś innego dopiero próbuje się zacząć.


2025-12-12

Marika Marta Kosakowska „Antydepresanty”

 Ksiażka Mariki Marty Kosakowskiej „Antydepresanty” przelezała u mnie kilka lat (od 15 czerwca 20219 roku) na półce, aż w końcu doczekała się moejej uwagi. Kupiłam ją na koncercie Mariki, gdy jeszcze mieszkałam w Warszawie. 


Książka jest trochę zapisem dochodzenia do stanu obecnego (czyli 2016 - rok wydania książki) w karierze muzycznej Mariki. Znajdziemy tu jej opowieści, jak to wszystko się zaczęło i jak toczyło. Są wzloty i upadki, jak w żcyiu każdgo człowieka. Są tu także jej teksty piosenek.

Polecam ją bardzo serdecznie każdemu, kto chce podnieść się na duchu, a ma gorsze dni. Niesie ona bardzo pozytywny przekaz, że nasze zdrowie psychiczne mamy we własnych rękach, a raczej myślach. W dużej mierze od jakości naszych myśli oraz od naszych reakcji, zależy to jak się czujemy. Więc jeśli ktoś nam zajedzie drogę, albo w jaki kolwiek inny sposób podniesie ciśnienie, to najpierw 3 oddechy i uspokojenie emocji i odpuszczenie. Bo czy naprawdę warto poświęcać swoją energię na puste gesty i złe słowa? 


2025-12-10

Anna H. Niemczynow „Strażniczki moralności”

 Na ksiażkę Anny H. Niemczynow „Strażniczki moralności” trafiłam przypadkiem. Nic nie wiedziałam o autorce, ani o jej twórczości. To nie lekka i przyjemna lektura. Czasem jednek warto przeczytać powieść o poważniejszym temacie. 

 

Książka przedstawia historię Jagi Branson - kobiety, która na pierwszy rzut oka ma wszystko: sukces zawodowy, stabilny dom, udany związek, bliską relację z córką. Jednak pomimo pozornego spokoju i sukcesów, Jaga zmaga się z ciężką, niezaleczoną raną, traumą po relacji z matką. Matka, osoba, która powinna kochać i wspierać bezwarunkowo, w rzeczywistości nigdy jej nie kochała. Do tego dołączają tzw. „strażniczki moralności” - przyjaciółki matki, które śledzą każdy krok Jagi i komentują jej życie, wybory i decyzje w mediach społecznościowych. W efekcie Jaga, choć z pozoru silna i spełniona, nosi w sobie wielki ból. Powieść pokazuje, jak toksyczne relacje, krytyka i brak akceptacji w rodzinie potrafią ranić głęboko, a te rany odbijają się na życiu dorosłej osoby. 

„Strażniczki moralności” to także opowieść o walce o prawa do własnego życia, decyzji i samopoznania. To historia o odcinaniu się od przeszłości, o świadomym wyborze, by nie pozwolić raniącym relacjom dalej rządzić emocjami i życiem. To opowieść o potrzebie miłości, akceptacji, o traumie, która, choć bolesna, nie musi definiować całego życia. Książka jest trudna, emocjonalna, momentami bolesna, ale też niesie nadzieję. Ukazuje, że możliwa jest transformacja: zerwanie z destrukcyjną przeszłością i odzyskanie spokoju.


2025-11-27

Nicolas Sparks „Zliczyć cuda”

 Ilekroć widzę nową ksiażkę Nicolasa Sparksa, wiem, że prędzej czy później ją przeczytam. Biblioteka Publiczna w mojej wsi zamawia sporo nowości, więc po jakimś czasie od ukazania się książki na rynku, znalazła się w moich rękach. I przyznam, że jest to Sparks w swoim najlepszym wydaniu - czyli jest słodko-gorzko. Zupełnie, jak w życiu. Momenty radości przeplatane są okresami cierpienia. Czasem wydaje się, że cierpienie nigdy się nie skończy, ale i ono, jak wszystko, kiedyś mija. 

Mamy tu troje głównych bohaterów: byłego żołnieża Tannera Hughesa, samotną matkę i lekarza - Kaitlyn Cooper oraz 83-letni samotnego mężczyznę - Jaspea, zmagającego się z dramatyczną przeszłością. 

Tanner Hughes po śmierci babci, która go wychowywała, otrzymuje od niej ostatnią prośbę i prawdę o swoim pochodzeniu. Dowiaduje się, że jego biologiczny ojciec istnieje i mieszka w mieście Asheboro,  w Północnej Karolinie. Postanawia więc udać się tam, by go odnaleźć. W miasteczku niespodziewanie jego auto zostaje uszkodzone w zderzeniu z samochodem prowadzonym przez nastolatkę, córkę Kaitlyn. Tak Tanner poznaje samotną matką. Natomiast Jasper samotnie żyje w odosobnieniu. Przez lata nosi w sobie bolesne wspomnienia. Kiedy dowiaduje się, że w lesie pojawił się tajemniczy, rzekomo legendar­ny, biały jeleń, postanawia go chronić przed kłusownikami. W miarę rozwoju akcji losy Tannera, Kaitlyn i Jaspera zaczynają się ze sobą splatać. Ich historie to, z jednej strony, poszukiwanie tożsamości, rodziny i przynależności, a z drugiej - szukanie nadziei, odkupienia i drugiej szansy. 

Powieść porusza tematy traumy, straty, samotności, ale też - miłości, przebaczenia i „cudów”, które mogą nadejść niespodziewanie. W rezultacie, mimo bólu i przeszłości, bohaterowie dostają szansę na nowe życie. To piękna opowieść o miłości, przyjaźni, szacunku, odpowiedzialność i wiarze w sens, drugą szansę, w to, że rodzina to nie tylko więzy krwi. 

Nie spodziewałam się, że znajdę w tej książce tak wiele cytatów z Biblii, która przez większość życja Jaspera i jego ojca była dla nich drogowskazem. Doceniam, że w 2025 roku biblijne toposy są inspiracją dla współczesnej literatury. Niejako wprost widzimy, że życie Jaspera jest niemal bliźniaczo podobne do losów biblijnego Hioba.