2014-04-24

Dominique Loreau "Sztuka umiaru"

Święta Wielkanocne minęły, a z nimi objadanie się ponad miarę - bo proszę z ręku na sercu przyznać się, kto z nas nie zjadł za dużo szynki, kiełbaski z żuru, jajek, mazurka, sernika, babki i wszelkich łakoci. Było tego wszystkiego aż nadto. Po takim łasuchowaniu nasze żołądki, a umysły także, pragną nieco oddechu, lekkości i minimalizmu. I to wszystko proponuje Dominique Loreau w swojej książce "Sztuka umiaru".


Na Święta Wielkanocne pojechałam jak zwykle do rodzinnego domu i postanowiłam zabrać ze sobą kilka książek w nadziei, że je przeczytam. I tak w końcu "Sztuka umiaru" doczekała się mojej uwagi i lektury. Na zdjęciu powyżej obie książki Dominique Loreau, pożyczone od koleżanki (wiem, wiem, są już u mnie bardzo długo, ale bez obaw, obie zostaną zwrócone właścicielce przy najbliższej sposobności, a że taka się jeszcze nie zdarzyła, to obie książki są wciąż u mnie), a o "Sztuce prostoty" pisałam już na blogu jakiś czas temu.

Autorka "Sztuki umiaru" nie proponuje żadnej z diet, jest w zasadzie ich przeciwniczką. Zachęca natomiast do obserwacji swojego organizmu, jak również do ustalenia raz na zawsze tego co nam służy oraz tego co nie służy oraz trzymania się tych postanowień. Zna ludzką naturę i wie, że czasami musimy zboczyć z obranego kulinarnego kursu na rzecz ulubionych nieco mniej zdrowych dań, jak słodycze, ale wtedy zachęca, aby to były słodycze najwyższej jakości i w małych ilościach. W ogóle zachęca do zmniejszenia porcji, powołując się na japońskie zwyczaje, które poznała mieszkając tam kilkanaście lat. Zachęca do umiarkowania w jedzeniu i piciu. Nawołuje do rezygnacji z kolorowych napojów na rzecz wody i dobrej jakościowo herbaty, np. zielonej ulung. Stawia na minimalizm w jedzeniu, któremu jednak ma towarzyszyć przyjemność. Jeśli kawałek sera, to najlepszego, jeśli ryby także, warzywa i owoce - tylko świeże i soczyste. I to wszystko podane w estetycznej formie, aby już oczy karmiły i duszę i ciało. Doradza, aby nie rzucać się na jedzenie, ale delektować się każdym kąskiem, a każdy przerzuć kilkadziesiąt razy, tak kilkadziesiąt od 30 do 40 razy zanim go połkniemy. Tak rozdrobniony pokarm lepiej się trawi, a taki sposób jedzenia przyczynia się także do chudnięcia, o czym mało kto wie. O tym, że procesy trawienne zaczynają się już w naszych buziach uczyliśmy się jeszcze w szkole podstawowej :-)

Książka zawiera także sporą listę propozycji kulinarnych, są to przepisy na proste potrawy - proste, ale czasem bardzo wyrafinowane ze względu na składniki. Nie trzeba ich ślepo kopiować, można się nimi lekko zainspirować, jednocześnie kierując się tym co lubimy. Nie zmuszajmy się do jedzenia owoców morza, które są zdrowe, ale jeśli ich nie lubimy, nie będzie z tego żadnej przyjemności, ani też wartości. Jedzeniu musi towarzyszyć spokój, relaks. Według Dominiquw Loreau pośpiech i bylejakość pozbawia jedzenia wartości. Myślę, że nie tylko mi czasami zdarza się z głodu rzucić na lodówkę, wyciągnąć z niej kawałek sera czy mięsa i pochłonąć w jednej sekundzie. Według autorki tego poradnika, nie należy w ogóle doprowadzać do sytuacji wilczego głodu. A jeśli już zdarzy się taka sytuacja, należy najpierw wyjąć jedzenie z lodówki i ułożyć na talerzu, zasiąść do stołu i spokojnie je zjeść. Dzięki temu zjemy spokojniej i mniej, a trawienie będzie na pewno lepsze niż wtedy, gdy połkniemy duże kawałki nie rozdrobnionego pokarmu.

Dodam, że książkę czyta się bardzo szybko, gdyż jest złożona z rozdziałów podzielonych na bardzo krótkie podrozdziały. Dzięki temu i czyta się książkę szybciej i myśli przekazywane przez autorkę są skondensowane, można by rzecz,  ze zminimalizowane. Jest więc to lektura na maksimum 3 wieczory, a korzyści z niej mogą trwać długie, długie lata.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz