2025-12-14

Katarzyna Michalak „Sklepik z niespodzianką. Lidka”

 Książka Katarzyny Michalak „Sklepik z niespodzianką. Lidka” to taki powrót po latach do dobrze znanego miejsca i bohaterów. Pierwszy tom „Sklepiku z niespodzianką. Bogusia” przeczytałam w 2013 roku, drugi tom „Sklepik z niespodzianką. Adela” przeczytałam w 2017 roku. Pamiętałam klimat Pogodnej, picie czekolady, kobiece rozmowy przy stole i to charakterystyczne dla autorki połączenie lekkości z tematami, które wcale lekkie nie są. Sięgając po trzeci tom: „Sklepik z niespodzianką. Lidka” byłam ciekawa, jak potoczą się losy bohaterki, która od początku serii wydawała mi się jedną z najbardziej poranionych.


I nie zawiodłam się. Jak zwykle powieści Katarzyny Michalak czyta się szybko, lekko, ale treść zostaje w głowie na dłużej. Niby prosta fabuła, niby obyczajowa historia z małego miasteczka, a jednak to „niby” robi ogromną różnicę. To książka znacznie cięższa emocjonalnie niż poprzednie tomy. Tu nie chodzi już tylko o miłość, romanse i życiowe zakręty, ale o niespełnione macierzyństwo, zazdrość, poczucie niesprawiedliwości i granice, których człowiek nigdy nie sądził, że może przekroczyć.

Tym razem główną bohaterką jest Lidka Malinowska, weterynarz, znana i lubiana w Pogodnej, przyjaciółka Bogusi, Adeli, Konstancji i Stasi. Lidka z pozoru wszystko ma: pracę, dom, ludzi wokół siebie. A jednak w środku nosi pustkę, która z każdym kolejnym miesiącem staje się coraz trudniejsza do zniesienia. Jej największym marzeniem jest chcęć posiadania własnego dziecka, ale marzeniem, które nie chce się spełnić. I to właśnie ten niespełniony głód macierzyństwa popycha Lidkę w stronę decyzji, które ranią innych i ją samą.

To, co bardzo cenię u Michalak, to fakt, że nie ocenia swoich bohaterek. Lidka nie jest idealna. Jest momentami egoistyczna, impulsywna, rozżalona. Czasem miałam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć: „opanuj się”. Ale jednocześnie rozumiałam jej rozpacz. Bo jak długo można być tą „silną”, kiedy los konsekwentnie mówi „nie”? W tle oczywiście pojawiają się dobrze znane postaci. Bogusia, właścicielka Sklepiku z Niespodzianką, nadal ciepła, serdeczna i próbująca sklejać świat dobrym słowem i czekoladą, a jednocześnie przeżywająca sercowe rozterki. Adela, jak zwykle barwna, pełna energii, trochę femme fatale, ale zawsze w działaniu i chęci niesienia pomocy innym. Konstancja, niezmiennie niedojrzała, wymagająca pomocy. Stasia, spokojna, mądra, wspierająca, taka, jaką chciałoby się mieć obok w trudnych chwilach.

„Sklepik z niespodzianką. Lidka” pokazuje, że przyjaźń to nie tylko wspólne śmiechy przy kawie i serniku, ale także umiejętność postawienia granic, powiedzenia „dość” i zmierzenia się z cudzym bólem, który czasem zaczyna zatruwać wszystko wokół. To nie jest książka tak „słodka” jak pierwszy tom. Tu mniej przepisów, mniej cukru, więcej goryczy. Ale ta gorycz jest potrzebna. Bo życie nie zawsze przypomina słodką czekoladę, czasem jest po prostu gorzkie. 

Jak zwykle u Michalak, fabuła nie jest oczywista, a zakończenie nie przynosi łatwego ukojenia. Nie ma tu prostych odpowiedzi ani klasycznego happy endu. Jest za to prawda o emocjach, o kobiecych pragnieniach, o tym, jak łatwo przekroczyć cienką granicę między marzeniem a obsesją. To książka, która boli. Ale boli w taki sposób, że po jej przeczytaniu człowiek zaczyna bardziej uważać na innych. I na siebie.

Polecam szczególnie tym, którzy znają wcześniejsze tomy serii, bez nich „Lidka” nie wybrzmi w pełni. A jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z Pogodną, to niech wie: to nie jest tylko ciepła opowieść o sklepiku. To historia o kobietach, prawdziwych z krwi i kości oraz bardzo skomplikowanych uczuciach.


2025-12-13

Katarzyna Leżeńska „Studnia życzeń”

 Książka Katarzyny Leżeńskiej „Studnia życzeń” trafiła do mnie właściwie przez przypadek. Kilka miesięcy temu przywiozłam ją od siostry i tak sobie czekała na półce. Miała być lekką odskocznią, książką „na jeden wieczór”. Tymczasem okazało się, że to nie takie zwykłe „babskie czytadełko”, choć na pierwszy rzut oka można by ją tak zaszufladkować. 

Główna bohaterka, Hanka, jest kobietą z krwi i kości. Twardą, choć na pierwszy rzut oka zagubioną. Taką, która więcej trzyma w środku, niż pokazuje światu. I gdy trafia do domu dziadków, to wiadomo, że nie przyjechała tu po to, żeby sobie zrobić wiejski reset, tylko po to, by poznać historię swojej babci - Rozalii i jej siostrze Juli, które przedwojenną młodość spędziły na podlaskiej wsi. A jednoczesnie by przepracować swoje problemy. Poznajemy jej wahania, to jej wieczne „muszę, ale nie chcę”, to targowanie się z własnym życiem. Ile z nas tak ma? Ile z nas stoi nad taką symboliczną studnią i zamiast wrzucić monetę i powiedzieć głośno, czego naprawdę pragniemy, to dłubiemy w kieszeni i udajemy, że niczego nie potrzebujemy? Czasem łatwiej jest żyć z poczuciem straty niż z ryzykiem, że coś może się zmienić. A Hanka ma w perspektywie miłość, która przychodzi nie wtedy, kiedy na nią czeka, ale zupełnie niespodziewanie, gdy nie jest na nią gotowa.

Leżeńska pisze lekko, ale nie płytko. Ma humor (dawno już nie śmiałam się tak głośno i tak serdecznie nad książką), ale nie robi komedii. Potrafi wzruszyć, ale nie szantażuje emocjonalnie. I to mi się w tej książce najbardziej podobało, że nie robi z czytelnika idioty. Że ta „studnia życzeń” nie spełnia marzeń jak w taniej bajce, tylko zmusza, by bohaterka (i my razem z nią) zrozumiała, co tak naprawdę ją ogranicza.

To opowieść o tym, że czasem trzeba wyjechać z własnego życia, żeby w końcu do niego wrócić. O tym, jak łatwo przegapić to, co istotne, bo człowiek utknął w swojej przeszłości jak owad w bursztynie. O tym, że życzliwości można się nauczyć od ludzi, którzy sami nie mają zbyt wiele. I o tym, że nowe początki rzadko wyglądają tak, jak powinny. Ale i tak warto w nie wejść. 

Czy końcówka jest przewidywalna? Niezupełnie. Czy książka wciąga? O tak, połknęłam ją szybciej, niż planowałam. Jeśli ktoś szuka historii lekkiej, ale nie głupiej; ciepłej, ale nie przesłodzonej; życiowej, ale nie przygnębiającej, „Studnia życzeń” jest dokładnie tym, czego trzeba, gdy w człowieku coś się kończy, a coś innego dopiero próbuje się zacząć.


2025-12-12

Marika Marta Kosakowska „Antydepresanty”

 Ksiażka Mariki Marty Kosakowskiej „Antydepresanty” przelezała u mnie kilka lat (od 15 czerwca 20219 roku) na półce, aż w końcu doczekała się moejej uwagi. Kupiłam ją na koncercie Mariki, gdy jeszcze mieszkałam w Warszawie. 


Książka jest trochę zapisem dochodzenia do stanu obecnego (czyli 2016 - rok wydania książki) w karierze muzycznej Mariki. Znajdziemy tu jej opowieści, jak to wszystko się zaczęło i jak toczyło. Są wzloty i upadki, jak w żcyiu każdgo człowieka. Są tu także jej teksty piosenek.

Polecam ją bardzo serdecznie każdemu, kto chce podnieść się na duchu, a ma gorsze dni. Niesie ona bardzo pozytywny przekaz, że nasze zdrowie psychiczne mamy we własnych rękach, a raczej myślach. W dużej mierze od jakości naszych myśli oraz od naszych reakcji, zależy to jak się czujemy. Więc jeśli ktoś nam zajedzie drogę, albo w jaki kolwiek inny sposób podniesie ciśnienie, to najpierw 3 oddechy i uspokojenie emocji i odpuszczenie. Bo czy naprawdę warto poświęcać swoją energię na puste gesty i złe słowa? 


2025-12-10

Anna H. Niemczynow „Strażniczki moralności”

 Na ksiażkę Anny H. Niemczynow „Strażniczki moralności” trafiłam przypadkiem. Nic nie wiedziałam o autorce, ani o jej twórczości. To nie lekka i przyjemna lektura. Czasem jednek warto przeczytać powieść o poważniejszym temacie. 

 

Książka przedstawia historię Jagi Branson - kobiety, która na pierwszy rzut oka ma wszystko: sukces zawodowy, stabilny dom, udany związek, bliską relację z córką. Jednak pomimo pozornego spokoju i sukcesów, Jaga zmaga się z ciężką, niezaleczoną raną, traumą po relacji z matką. Matka, osoba, która powinna kochać i wspierać bezwarunkowo, w rzeczywistości nigdy jej nie kochała. Do tego dołączają tzw. „strażniczki moralności” - przyjaciółki matki, które śledzą każdy krok Jagi i komentują jej życie, wybory i decyzje w mediach społecznościowych. W efekcie Jaga, choć z pozoru silna i spełniona, nosi w sobie wielki ból. Powieść pokazuje, jak toksyczne relacje, krytyka i brak akceptacji w rodzinie potrafią ranić głęboko, a te rany odbijają się na życiu dorosłej osoby. 

„Strażniczki moralności” to także opowieść o walce o prawa do własnego życia, decyzji i samopoznania. To historia o odcinaniu się od przeszłości, o świadomym wyborze, by nie pozwolić raniącym relacjom dalej rządzić emocjami i życiem. To opowieść o potrzebie miłości, akceptacji, o traumie, która, choć bolesna, nie musi definiować całego życia. Książka jest trudna, emocjonalna, momentami bolesna, ale też niesie nadzieję. Ukazuje, że możliwa jest transformacja: zerwanie z destrukcyjną przeszłością i odzyskanie spokoju.